Sięgając pamięcią około 3 tygodnie wstecz- gulka rosła. Przypominała w końcu śliwkę. Niepokój wkradł się tak szybko, jak owy guz rósł. Był piątek, zadecydowałyśmy, że w poniedziałek odwiedzimy doktora. Mimo to, nie udało się. Nadeszła niedziela. Wracałam przed 8 z biegania, Klarcia już tradycyjnie na mnie czekała. Poszłyśmy na spacer w towarzystwie Chrupka. Już w domu zauważyłam, że coś jest nie w porządku. Ogon podkulony, oczy jakby nieobecne, rozbiegane. Propozycja zabawy z Chrupkiem została odrzcona, sznaucerka z lękiem (?) podążała obok mnie, pakując się na ręce- tak wróciłyśmy do domu. Nie jadła, nie piła, wskoczyła tylko na łóżko i leżała wśród czerwonej pościeli. Mijaly godziny. Ewidentnie było coś nie tak, zadzwoniłam do weterynarza.
Zapadły 2 diagnozy:
- gulka tudzież guz wbrew naszym podejrzeniom, iż może to być spowodowane nadmierną aktywnością (stawy), przepukliną i takimi podobnymi rzeczami okazała się być ropniem.
- po przebadaniu wyszło na jaw zapalenie górnych dróg oddechowych, co najprawdopobniej było przyczyną złego samopoczucia,a nie gulka.
Następne dni to lawina nowych objawów. Gorączka wynosząca 39,2, 39,1,a wczoraj - 40 stopni C!
Apatia, nieobecny wzrok, brak chęci do...wszystkiego. Wszystko działo się szybko i niespodziewanie. Zmiana anytbiotyku na kolejny (to już trzeci!), przekłuwanie ropnia (zamiast oczekiwanej ropy, wylała się krew z jakims jasnym płynem; gulka zmniejszyła się niemal całkowicie, aby następnego dnia ponownie urosnąć), krzyżowanie rąk przez doktora i szukanie nowych rozwiązań, ponowne osłuchanie pacjentki- świst w tchawicy nadal obecny (wczoraj)...
Zapadły kolejne postanowienia:
- trzeba pozbyć się infekcji i uporczywej gorączki, aby powziąść działania zmierzające do likwidacji ropnia(krwiaka? czegoś zupełnie innego?)
- deklaracja weterynarza, wyrażająca chcęc cięcia owego miejsca, operacyjnie.
- przeprowadzenie morfologii w piątek(jutro) na czczo, z samego rana.
Takie są fakty. Oprócz tego oczywiście, gulka była potraktowana maścią ichtiolową, zrobiony został opatrunek, codziennie odwiedziałyśmy weterynarza, wczoraj dwukrtonie. Minionego dnia w godzinach wieczornych gorączka wyniosła równo 40 stopni. Po telefonie do doktora, przed 22 udałyśmy się na oględziny. Dał kolejny, nowy, silnieszy antybiotyk ( "jak trucizna piekielnie silny!"- mówił lekarz), uprzedono nas, że może się po nim źle czuć...
Po powrocie do domu, nie minęło 30 minut,a już się zaczęło. Dyszenie, uporczywe straszliwie, szklące oczy, odbijanie się, oblizywanie, kręcenie się, wiercenie... Serca podchodziły nam do gardeł. Kiedy zdamy sobie sprawę, że bierzemy odpowiedzialnośc za czyjeś istnienie, doceniać zaczynamy wówczas swoje jestestwo.Telefon do weterynarza, mamy czekać i obserwować. Po 1,5 h nieco się uspokoiła. Koło godziny 00:00 zwymiotowała jedzieniem, która jadła wieczorkiem. O 00:30 wyszłam z nią przed blok, piła niczym smok. Godzina 1:06, 1:55- wymioty. Czuwanie całą noc daje się we znaki, wszystkie byłyśmy zmęczone i wystaszone.
O 10:30 zmierzyłam temperaturę- 37,8 stopni. Światło w tunelu. Lepsze samopoczucie, chęć do delikatnej zabawy(!), jednak wciąż to jeszcze nie to. Musimy obserowować i uważać. Czekać.Merdanie ogonkiem na znajome twarze sprawia, że chcę skakać do góry. Jednak wiem, że może być różnie. Około 15 idziemy na kolejną dawkę anytbiotku, oby dziś było lepiej...
Aktualizacja: Po 15 wróciłyśmy z lecznicy. Doktor zdecydował, że poda inny antybiotyk z tej samej grupy.Powiedział, że jej życie było zagrożone (!), gdyż najprawdopodbniej była uczulona na składnik tego nieszczęsnego anytbiotyku. Przejął się Klarci samopoczuciem nie na żarty, mówił, że podejrzewał nawet babeszjozę! Ciekawa jestem, kiedy ten koszmar się skończy. Obecnie Klarunia ma się lepiej, śpi spokojnie. Przed kilkunastoma minutami odebrałam telefon od , zaniepokojonego Klarkowym stanem zdrowia,weterynarza :) Uspokoiłam siebie i jego, że na tę chwilę Klarka ma się nie najgorzej i miejmy nadzieję, że tak zostanie. W związku z tym, że wciąz psinka jest na antybiotykach, jutrzejsza morfologia nie dojdzie do skutku, zostanie przełozona.
Trzymamy kciuki! Zdrowiej Klaro! My też mielismy podobny problem, bo Tytusełek też miał uczulenie na szczepionkę i spuchł jak balon.
OdpowiedzUsuńWojowniczka KLARA!!!!
OdpowiedzUsuńTy Córeczko tez jesteś Wielka!!!
Kocham Was obie!!!
mama
Zdrówka Klara! Oby to szybko się skończyło i wszytko wróciło do normy.
OdpowiedzUsuńZdrowiej Klarciu!
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia! Trzymajcie się, takie chwile zawsze są ciężkim przeżyciem... Oby teraz było tylko lepiej!
OdpowiedzUsuńZdrowia Klara!
OdpowiedzUsuńZdrowiej Klara !
OdpowiedzUsuńDuuuuuużo zdrówka! Musi być dobrze!
OdpowiedzUsuń