Mimo, że cudem zdążyłam na autobus (jedyny z rana).
Mimo, że ledwo dopięłam torebkę.
Mimo, że zapowiadało się na deszcz.
Piątkowy dzień spędziłam w schronisku. Byłam jedyną wolontariuszką tego dnia, co akurat powodem do zmartwień nie było.
Było bardzo spokojnie, cicho. Zrobiłam półgodzinny obchód po boksach w celu "kto odszedł, kto przybył" , przywitać się z psiakami i zrobić ogólne rozeznanie. Następnie poszłam po Hasiora, który zaczął wyć w niebogłosy, gdy mnie tylko zobaczył. Hasiorek jest psem w typie husky, w schronisku przebywa od marca. Jest raczej zamknięty w sobie, nie domaga się pieszczot, nie tuli się; swoją
radość okazuje, machając ogonem oraz wesołym spojrzeniem. Bardzo ładnie chodzi na smyczy; nie ciągnie. Nie wykazuje agresji do ludzi, mijane obiekty zaszczyca spojrzeniami- co on robi w schronisku?
Po półgodzinnym spacerze, postanowiłam porządnie go wyczesać, jednak ze średnim skutkiem, ponieważ Hasiorek zmęczył się spacerkiem i w tamtej chwili myślał raczej o swoim boksie aniżeli o staniu przez bliżej nieokreślony czas.
Z kolei później udałam się na następny obchód. Każdy psiak mógł liczyć na chwilę uwagi.
Miłym akcentem była adopcja wielkiego, kudłatego psa o wdzięcznym imieniu Marcel przez pewną rodzinę. Marcel dzielił boks ze swoją kilkuletnią koleżanką, o niewiadomym imieniu. Aby załagodzić jej smutek po "stracie" przyjaciela, wzięłam ją na przechadzkę. Sunia to sama słodycz!
( Na zdjęciu dwunastoletni Mieczysław oraz czarna Marcelinka).
Macha ogonkiem na widok każdej żywej istoty, łącznie z kotkami, których na terenie schroniska jest pełno :) Udało mi się zrobić tylko to jedno jedyne zdjęcie, chyba byłam pod zbyt dużym jej urokiem,aby sięgnąć po komórkę.
Nadałam jej imię Marcelinka z myślą, że i jej się poszczęści i trafi do odpowiedzialnego człowieka z dużym sercem i niemałą kanapą.
Na fotografii obok także widzimy Miecia, leżącego w promieniach słońca. Ach, ten to ma dobrze.
Mieczysław to temat na innego posta, jego historia jest równie ciekawa jak jego wiek.
Około godziny 12 przybyli do nas Strażnicy Miejscy z interwencji, z której przywieźli psa.
W naszych rękach wielka smycz, a panowie otwierają auto i kogo widzimy? Maleńkiego, dwumiesięcznego szczeniaka, zabawnie merdającego ogonkiem, raz w jedną, raz w drugą stronę :D
Jeśli jesteśmy w temacie szczeniaczków, to wyszłam z dwoma maluchami, z kwarantanny na kilkunastominutową przechadzkę; skończyło się na tym, że siedziałam na piachotrawie a one z wielkim zadowoleniem skakały po mnie...
Ostatnim psem z jakim spacerowałam był Płaczek. Jego imię zaintrygowało mnie już na początku ,gdy o nim usłyszałam. Szybko się przekonałam, dlaczego został tak nazwany. Zapinając mu smycz, był w takiej ekscytacji, że wydawał z siebie naprawdę różniaste dźwięki. Płaczek doskonale chodzi na smyczy, z jego pyszczka jasno wynika, ile daje mu taki zwykły spacer radości.
Z psem tym miałam do czynienia po raz pierwszy, do schroniska trafił prawdopodobnie w kwietniu. Byłam dla niego zupełnie obcą osobą.
Zaskoczył mnie on zupełnie. Idąc lasem, myśląc o tych wszystkich nieszczęśliwcach bez kochającego człowieka, podszedł do mnie z uśmiechem na twarzyczce i wpatrywał się we mnie.
Magia. Poszliśmy usiąść na trawę nieopodal. Usiadł na przeciw mnie. Po kilku minutach położył się, oparł łapę na mojej nodze i wpatrywał się w dal; Zaczęłam delikatnie drapać go po brzuszku, czym zyskałam sobie jego aprobatę.
Leżeliśmy tak dobre kilkanaście minut.
Było wspaniale.
Piękna historia z dnia !
OdpowiedzUsuńOch jak widzę te pieski w schronie to mam ochotę płakać, ale lepsze to schrnisko niż nic, więc chciaż to stawia mnie do pionu.. Następnym razem wygłaskaj je ode mnie - je wszystkie !
Pozdrawiam,
ŁAPKA !
Może być ciężko, jednak spróbuję :D
Usuńschroniska w mojej miejscowości nie ma,jednak ok. 30km. od nas jest azyl dla bezdomnych psów,we wakacje postaram się tam wpadać jak najczęściej.miło że jestem wolontariuszką i starasz się pomagać takim psiakom.
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy
Ola i Baddy.
Schronisko do którego jeżdżę także nie znajduje się w mojej miejscowości, a , niestety, 30 km dalej :(
UsuńPodziwiam Cię. :) Ja bardzo chciałabym zostać wolontariuszką, chociaż tak jakoś pomagać... Niestety najbliższe schroniska wymagają, aby wolontariusz miał minimum 16 lat, a to znaczy, że muszę sobie poczekać 2 lata.
OdpowiedzUsuńEch te psiaki są cudowne, co one robią w schronisku? :(
Pozdrawiam. :)
Zawsze sobie zadaję to pytanie, kiedy przekraczam bramę schroniska...
UsuńGratulacje ;D Ja też marzyłam, aby zostać wolontariuszką, ale niestety nie mam okazji :(
OdpowiedzUsuńJesteś Wielka!!
OdpowiedzUsuńChciałabym zostać wolontariuszką, ale niestety schronisko jest za daleko :/ pozdrawiamy i życzymy wytrwałości ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie,że jesteś tak blisko potrzebujących zwierzaków;)
OdpowiedzUsuńJa już nie mogę chodzić do schroniska, nie ma mnie kto wozić...
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiałam tam pomagać zwierzakom..
Strasznie zazdroszczę Ci tego , że możesz pomagać w schronisku , ja niestety muszę poczekać jeszcze kilka lat ... . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż zawsze marzyłam (i marzę nadal :) ) by zostać wolontariuszką... Ale dobrze, że te psy mają Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńJak one się fajnie tulą do Ciebie... Masz wielkie serce
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Udzielanie się w schronisku to świetna sprawa! Sama myślę nad wolontariatem, ale w naszym mieście mogą pomagać tylko osoby pełnoletnie. No jeszcze troszkę. ;)A tym czasem organizujemy w naszej szkole dary dla schroniska. Też mam miłe wspomnienia i ciepło w sercu na myśl, iż choć trochę pomogłam tym psiakom. :)
OdpowiedzUsuń