piątek, 31 maja 2013

Efekt Nochala

Ten intrygujący tytuł jest , niestety, związany z chorobą.


Przyjmując w dom przyjaciela, Maksa spodziewałam się ja i zapewne Klara, iż całe spotkanie będzie się opierać na jedzeniu. Oczywiście, każdy wie, że w grupie pospolite już smaczki smakują znacznie lepiej. Tym razem było tak samo. Zakupione w piątek   świńskie noski odegrały najważniejszą rolę podczas mitingu....

                                          ...i stanowiły znaczną część klarkowych wymiocin. Klara jadła "oby więcej", skutecznie nie pozwalając zbyt wiele ich zjeść Maksiowi. Zwracanie- niby normalna rzecz, dwa, trzy  razy i można zapomnieć o całym zdarzeniu. Nie tym razem.

Poza wyjściami co 20-25 minut na dwór (biegunka) główną rolę odgrywały wymioty, które były bardzo uciążliwe. Klarze, leżącej w swoim legowisku, nieustannie się odbijało, kręciła się namiętnie. Po powrocie z kolejnego spaceru, kręcenia nie ustąpiły, wręcz przeciwnie-nasiliły się. Klara wymiotowała średnio co 30-40 minut, początkowo było to jedzenie, później jakaś biała maź. Skurcze brzucha również były silne (szczególnie przed wymiotami), porównałam je do pukania w drzwi, gdyż były dosyć głośne. Apogeum nastąpiło przed godziną 22, kiedy to Klara zdążyła zwymiotować z kilkanaście razy. Klęcząc z mamą obok łóżka, na którym Pysiowa leżała, Klara zaczęła strasznie dyszeć, sapać i wydawać z siebie dziwne dźwięki ,przypominające jęki. To było chyba najgorsze. W jej oczach nie było w ogóle życia, leżała na moim łóżku, wznosząc oczy ku niebu aż białka jej się wywracały i jęczała. Jęczała strasznie. Mama zaczęła masować jej brzuszek, co przyniosło Klarci nieco ulgi. Odwracałam wtedy od niej wzrok, nie mogłam patrzeć jak się męczy. Nie wiedziałam po prostu, jak możemy jej pomóc, a jej spojrzenia prosto w moje oczy zdawające się błagać "Pomóż mi!" stawały się coraz bardziej uciążliwe. Oczywiście, kiedy przynosiłam jej miskę z wodą, momentalnie odwracała głowę, skusiła się nieco na nią, gdy zamoczyłam w wodzie palca.
 Początkowo nie myślałyśmy ,że to z przejedzenia, a raczej z powodu patyków, które Klara gryzie (na spacerach) i łyka (mimo interwencji, nie zawsze udaje się odratować odgryzione kawałki drewna). Kiedyś nastąpiły jęczenia podejrzewałam wszystko; od choroby odkleszczowej po parowirozę (gdy Klarcia była szczenięciem miała jej podejrzenie), szczególnie wtedy, gdy w kupie( w postaci płynnej) było coś czerwonego (krew?). Nie miałam jednak odwagi, by zajrzeć do którejkolwiek z mądrych książek. Postanowiłyśmy, że do weterynarza udamy się jutro z rana (dziś go nie było). Bałam się ,że nie wytrzyma do jutra. W nocy kilka wymiotów, kilka wyjść na dwór.
Rano szykował mi się wyjazd na konkurs, jednak nie miałam do niego zupełnie głowy, moje myśli krążyły zupełnie gdzieś indziej. Na początku Klarcia wymiotowała ,tak jak pisałam, co 30-40 minut, następnie co godzinę, a w nocy co 2-3 godziny. Rano, szykując się do wyjścia, Klaruchna leżała (właściwie to spała) z identycznym, zrezygnowanym wyrazem oczu. Nie przywitała się jak to ma w zwyczaju, nie zamerdała swoim ogonkiem. Wychodząc ze łzami w oczach, Klara podniosła główkę i spojrzała się na mnie. Moje myśli, będąc już w stanie krytycznym, podpowiadały mi, że to nasze ostatnie spotkanie. Od tamtej pory nie wierzę w intuicję, w szósty zmysł, w przeczucie. Cieszę się, że zawodzą.


niedziela, 26 maja 2013

Idealnie

Tak, to był wspaniały dzień.
Mimo, że cudem zdążyłam na autobus (jedyny z rana).
Mimo, że ledwo dopięłam torebkę.
Mimo, że zapowiadało się na deszcz.



 Piątkowy dzień spędziłam w schronisku. Byłam jedyną wolontariuszką tego dnia, co akurat powodem do zmartwień nie było.
  Było bardzo spokojnie, cicho. Zrobiłam półgodzinny obchód po boksach w celu "kto odszedł, kto przybył" , przywitać się z psiakami i zrobić ogólne rozeznanie. Następnie poszłam po Hasiora, który zaczął wyć w niebogłosy, gdy mnie tylko zobaczył. Hasiorek jest psem w typie husky, w schronisku przebywa od marca. Jest raczej zamknięty w sobie, nie domaga się pieszczot, nie tuli się; swoją
                                           
radość okazuje, machając ogonem oraz wesołym spojrzeniem. Bardzo ładnie chodzi na smyczy; nie ciągnie. Nie wykazuje agresji do ludzi, mijane obiekty zaszczyca spojrzeniami- co on robi w schronisku?


Po półgodzinnym spacerze, postanowiłam porządnie go wyczesać, jednak ze średnim skutkiem, ponieważ Hasiorek zmęczył się spacerkiem i w tamtej chwili myślał raczej o swoim boksie aniżeli o staniu przez bliżej nieokreślony czas.
 Z kolei później udałam się na następny obchód. Każdy psiak mógł liczyć na chwilę uwagi.
Miłym akcentem była adopcja wielkiego, kudłatego psa o wdzięcznym imieniu Marcel przez pewną rodzinę. Marcel dzielił boks ze swoją kilkuletnią koleżanką, o niewiadomym imieniu. Aby załagodzić jej smutek po "stracie" przyjaciela, wzięłam ją na przechadzkę.  Sunia to sama słodycz!



( Na zdjęciu dwunastoletni Mieczysław oraz czarna Marcelinka).

Macha ogonkiem na widok każdej żywej istoty, łącznie z kotkami, których na terenie schroniska jest pełno :) Udało mi się zrobić tylko to jedno jedyne zdjęcie, chyba byłam pod zbyt dużym jej urokiem,aby sięgnąć po komórkę.
Nadałam jej imię Marcelinka z myślą, że i jej się poszczęści i trafi do odpowiedzialnego człowieka z dużym sercem i niemałą kanapą.
Na fotografii obok także widzimy Miecia, leżącego w promieniach słońca. Ach, ten to ma dobrze.
Mieczysław to temat na innego posta, jego historia jest równie ciekawa jak jego wiek.



Około godziny 12 przybyli do nas Strażnicy Miejscy z interwencji, z której przywieźli psa.
W naszych rękach wielka smycz, a panowie otwierają auto i kogo widzimy? Maleńkiego, dwumiesięcznego szczeniaka, zabawnie merdającego ogonkiem, raz w jedną, raz w drugą stronę :D
Jeśli jesteśmy w temacie szczeniaczków, to wyszłam z dwoma maluchami, z kwarantanny na kilkunastominutową przechadzkę; skończyło się na tym, że siedziałam na piachotrawie a one z wielkim zadowoleniem skakały po mnie...
 Ostatnim psem z jakim spacerowałam był Płaczek. Jego imię zaintrygowało mnie już na początku ,gdy o nim usłyszałam. Szybko się przekonałam, dlaczego został tak nazwany. Zapinając mu smycz, był w takiej ekscytacji, że wydawał z siebie naprawdę różniaste dźwięki. Płaczek doskonale chodzi na smyczy, z jego pyszczka jasno wynika, ile daje mu taki zwykły spacer radości.
Z psem tym miałam do czynienia po raz pierwszy, do schroniska trafił prawdopodobnie w kwietniu. Byłam dla niego zupełnie obcą osobą.
Zaskoczył mnie on zupełnie. Idąc lasem, myśląc o tych wszystkich nieszczęśliwcach bez kochającego człowieka, podszedł do mnie z uśmiechem na twarzyczce i wpatrywał się we mnie.
Magia. Poszliśmy usiąść na trawę nieopodal. Usiadł na przeciw mnie. Po kilku minutach  położył się, oparł łapę na mojej nodze i wpatrywał się w dal; Zaczęłam delikatnie drapać go po brzuszku, czym zyskałam sobie jego aprobatę.
 


Leżeliśmy tak dobre kilkanaście minut.
Było wspaniale.










środa, 22 maja 2013

Tylko pies

Klara skupia się na mnie w obecności innych psów.
Klara skupia się na mnie w obecności innych ludzi.
Klara skupia się na mnie w obecności różnych zabawek.
Klara nie znosi pijaków, co mnie nie zbyt dziwi.
Klara znalazła nową sznaucerkową koleżankę, Megi ( zapoznanie obu pań przebiegło bezkonfliktowo).
Klara skacze przez hopki i sprawia jej to radość.
Klara skacze przez obie nogi swojej pani i innych ludzi.
Klara jest obiektem zainteresowań innych ludzi chcących nauczyć czegoś swoje psiaki.
Klara wraca na zawołanie.
Klara już tylko czasem szczeka na kosiarkę.
Klara w cudowny sposób przywłaszcza sobie zabawki innych psiaków, lecz nie zapomina o ich oddaniu.
Klara poprawia humor swojej pani.
Klara daje satysfakcję swojej pani.
Klara jest synonimem słowa radość.
Klara mobilizuje swoją panią do działania.
Klara czeka na swoją panią na korytarzu  gdy ta wraca ze szkoły.
Klara obdarowuje wspaniałymi buziakami.
Klara pośrednio powoduje, że jej pani lepiej fotografuje.
Klara złapała dziś w locie coś dyskopodobnego i spodobało się jej to.
Klara wywołuje uśmiech na twarzy swojej pani.
Klara wąchała się "noskiem" z onkiem Kastorem i tylko odrobinę darła się na niego.
Klara sama się upomina,że chce spać ze swoją panią,drapiąc w drzwi.
Klara śmieje się całym ciałem, gdy idziemy na nasze ukochane pole.
Klara nie goni ptaków bez opamiętania (goni z opamiętaniem).
Klara wspaniale obikuje.
Klara wciąż kocha piłki.
Klara to "tylko pies".


To tylko pies, tak mówisz...
Tylko
piesA ja Ci powiem
Że pies to czasem więcej jest niż człowiek
On nie ma duszy, mówisz...
Popatrz jeszcze raz
Psia dusza większa jest od psa
I kiedy się uśmiechasz do niej
Ona się huśta na ogonie
a kiedy się pożegnać trzeba
I psu czas iść do psiego nieba
To niedaleko pies wyrusza
Przecież przy Tobie jest psie niebo
Z Tobą zostaje jego dusza..


B.Borzymowska

niedziela, 12 maja 2013

Fruwająco

 
  
 
 
 
Z serii "Latające psy" ,
w głównych rolach Klara i Maks,
czas trwania: 1,5 h.
 
 
 


sobota, 4 maja 2013

Jubileusz



1 maja Klara skończyła 24 miesiące, czyli dwa lata!
Emerytura zbliża się nieubłaganie :D

Od pierwszego roku życia, Klarcia zaczęła się zmieniać. Dotyczyło to różnych sfer życia codziennego. Zacznijmy od spacerów. Stały się one rzadsze, nie tak zabójczo szalone. Potrafi zakomunikować, kiedy jest już zmęczona, gdy ma po prostu dość. Kładzie się wtedy w wysokiej trawie na plecach z językiem wywalonym po boku i czeka. Czeka, kiedy ją wezmę na ręce i powiem : "Tak, Klarciu, idziemy do domu". Następują wówczas dwie sytuacje: albo idzie do domu o własnych siłach, albo niosę ja tak długo, na ile pozwolą mi moje ręce (noszenie 7,5 kilogramowego psa przez -czasem-30 minut może być ciężkie). Klara opanowała zdolność załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych w obecności innych psów, co było rzeczą niemożliwą do pierwszego roku życia. Wcześniej żałowała każdej straconej sekundy, kontakty z pobratymcami były dla niej priorytetem. Obecnie jest skupiona na mnie, mniej rzeczy ją rozprasza, potrafi "hopkać" w obecności psiaków i meneli i ma czas na załatwienie "swoich spraw".
 Zauważyłam, że konserwatyzm staje się jej bardzo bliski. Lubi wychodzić o stałych porach na spacery, lubi jeść w określonych przedziałach czasowych. Nie przepada za jakimiś nagłymi zmianami, nie lubi niezapowiedzianych i zbyt długich  wizyt gości (no chyba, że to dziadek, którego uwielbia).
 Nawet zabawy z psami uległy zmianie. Często po godzinie, po 45 minutach ucieka w krzaki, po prostu się chowa :D Ma dosyć i to chce powiedzieć, jednak nie każdy kolega to dostrzega, ku jej rozczarowaniu.
 W domu praktycznie się nie bawi. Odpoczywa, podziwia świat przez okno ,w którym może siedzieć godzinami, konsumuje, przeżuwa. Mimo wielu zachęt, nie lubi bolować (czyli bawić się piłką) jak dawniej. Woli na świeżym powietrzu-wiadomo, zdrowiej :)

 
 Mam takie zabawne wspomnienie, kiedy to w wieku około 8 miesięcy chciała "ukąsić" (czyt. nastraszyć)   księdza w nogę. Zapewne nie podobały jej się te wszystkie gadki i pieśni, a jej ruch poskutkował- duchowny wyszedł szybko, a zadowolona Klara odprowadziła go wzorkiem do drzwi.
Zastanawia mnie, jak będzie wyglądała dwójka w naszym wykonaniu. Pół żartem, pół śmiechem : czy można przejść ze skrajności skrajność?  :D

Majówka.
Nie lubię tego słowa, nie wiem co jest tego powodem, lecz teraz zaczynam zmieniać zdanie.
Czas mija nam bardzo szybko, jednak wspaniale. Nie robimy nic nadzwyczajnego, chyba zwyczajnie cieszymy się swoją obecnością.

 



 



Najchętniej czytane w tym miesiącu